ZAKONNICA ORZECZNIK. "KTO MIAł DO CZYNIENIA Z ZUS-EM, WIE O TEJ PANI"

Katarzyna pomyślała, że jest w ukrytej kamerze. Pawła zaskoczyły krzyże i święte obrazki w gabinecie. Maria była zdziwiona, kiedy próbowała wyjaśnić, dlaczego leczy się psychiatrycznie. Pacjenci z Krakowa wezwani na komisję do ZUS opowiadają, co dzieje się w gabinecie lekarskim u zakonnicy orzecznik.

Zdjęcie zakonnicy za biurkiem z plakietką Zakładu Ubezpieczeń Społecznych na szyi na początku kwietnia trafiło do sieci. Publikujący je internauta napisał: "Ta pani jest orzecznikiem ZUS".

Okazało się, że wspomniana siostra zakonna to psychiatrka z kilkudziesięcioletnim stażem, która od lat pełni funkcję lekarki orzekającej na komisjach w krakowskim oddziale Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Dotarliśmy bezpośrednio do osób, które w trakcie procedury trafiły do jej gabinetu.

Czytaj także: Ten program to ratunek dla mikroemerytów. Niewielu o nim wie

Zakonnica z ZUS. O tym mówią pacjenci

Katarzyna Łotocka przyznaje, że ze względu na stan, w jakim znajdowała się w trakcie leczenia, nie mogła uwierzyć, że zamiast lekarza widzi zakonnicę. Przez moment myślała nawet, że jest w ukrytej kamerze. Po wszystkim dzwoniła nawet na infolinię ZUS-u, aby upewnić się, czy to w ogóle możliwe.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Spotykamy się w jej mieszkaniu. Od czasu operacji rzadko wychodzi z domu. Z końcem października lekarze usunęli jej oba jajniki wraz z przydatkami i macicą. Podejrzewali nowotwór. Teraz w otoczeniu ukochanych zwierząt i przy wsparciu partnera powoli dochodzi do siebie.

Ma nieco ponad 45 lat, nie dziwi więc, że trudno jej pogodzić się z diagnozą. Po zabiegu organizm źle reagował na hormony, zaczęło się przyspieszone klimakterium, uderzenia gorąca i ciągły płacz. W międzyczasie na raka zmarła także jej najlepsza przyjaciółka. To ją pokonało.

Po trwającym półtora miesiąca zwolnieniu ginekologicznym endokrynolog zasugerował, że skoro źle reaguje na leki, powinna zająć się swoimi emocjami. Tak Katarzyna trafiła do psychiatry, który wypisał kolejne L4.

Byłam w rozsypce, praktycznie nie spałam. Lekarka z wizyty na wizytę zwiększała mi dawki leków, mówiła, żeby dać sobie czas - wspomina Katarzyna.

Jest kosmetyczką, od lat prowadzi działalność gospodarczą, ma własny gabinet. Dlatego wezwanie na komisje w ZUS-ie potraktowała jak formalność. "To, że ZUS sprawdza pacjentów na zwolnieniu to normalna sprawa, nie mam z tym żadnego problemu, od tego są" - tłumaczy.

We wskazanym dniu w budynku ZUS-u w Krakowie pojawiła się z kompletem dokumentów. Siedziała przed gabinetem, czekając na wezwanie doktora. Kiedy otworzyły się drzwi i usłyszała swoje nazwisko, zamarła.

Kiedy zobaczyłam zakonnicę, byłam przekonana, że jestem w ukrytej kamerze - opowiada i nie kryje, że duże znaczenia w sprawie miał dla niej aspekt religijny. - Ta kobieta nie była w lekarskim kitlu, miała na sobie habit, a mnie wychowano w ultrakatolickiej rodzinie. Rodzice wpajali mi, że do osób duchownych powinno się mieć szacunek. Nie wiedziałam, czy mam mówić 'pani doktor', czy 'siostro' - wspomina.

Jak pamięta samą wizytę? Katarzyna twierdzi, że siostra orzecznik już na wstępie przystąpiła do ataku.

Nawet na mnie nie patrzyła, strzelała jak z karabinu: Dowód? Wykształcenie? Co mi jest? Rzuciła okiem na kartę wypisu i stwierdziła, że po takiej operacji powinnam wrócić do pracy po dwóch tygodniach i nie widzi powodów, dla których miałabym nie pracować. Mój stan psychiczny jej nie interesował, zapytała tylko, czy mam dziecko.

Katarzyna twierdzi, że orzeczniczka w habicie wprost podważała zgłaszane przez nią objawy, zanegowała też diagnozy innych lekarzy.

Bezsenność? Usłyszałam, że siostra zna wiele osób, które nie śpią i że brak snu nie świadczy o tym, że nie można pracować. A skoro źle czuję się po lekach, to powinnam je odstawić i jeść soję. A przecież recepty wystawiał mi profesor ginekologii, endokrynolog oraz uznana psychiatrka. Na koniec powiedziała, że jeśli przyjdzie mi do głowy wziąć kolejne zwolnienie, to z automatu zostanie ono cofnięte.

Ostatecznie Katarzynie nie odebrano świadczenia. Orzeczniczka jej dalsze zwolnienie uznała za zasadne. - Może w ZUS-ie mają taki styl pracy? Może tak ich szkolą, żeby to działało zastraszająco na człowieka? - zastanawia się.

Paweł: Temat zakonnicy przewijał się wśród pacjentów

O zastraszaniu mówi też Paweł, czterdziestolatek od miesięcy walczący z depresją. Na komisję do ZUS-u trafił po tym, jak kontrolerzy nie zastali go w domu podczas L4.

Na to, że może tam spotkać siostrę zakonną, był wcześniej przygotowany. - Kto miał do czynienia z ZUS-em w Krakowie, wie o tej pani — zapewnia. Twierdzi, że o orzeczniczce słyszał w recepcji u swojego psychiatry. Rejestratorka miała mu zdradzić, że temat zakonnicy często przewija się wśród pacjentów. Dziś sam przyznaje, że mimo tej wiedzy sytuacja w ZUS-ie nieco go przerosła.

Czekałem w kolejce, przede mną na komisję weszła jakaś kobieta. Wyglądała normalnie, spokojnie na korytarzu gadała przez telefon, a po wizycie wybiegła zapłakana. Pomyślałem wtedy, że zaczyna się nieźle - opowiada.

Gdy wszedł do gabinetu, jego uwagę przykuły krzyże na ścianach i obrazki świętych. Lekarka w habicie miała też go poprawić, gdy zwrócił się do niej "proszę pani" zamiast "siostro".

- Miała być komisja, a nie jakieś egzorcyzmy — komentuje Paweł i dodaje, że od początku siostra sprawiała wrażenie poirytowanej.

Miałem wrażenie, że próbuje mnie sprowokować. Domagała się papierów, choć wszystko miała w komputerze, dopytywała czemu nie byłem obecny podczas kontroli, a gdy tłumaczyłem, że w związku z depresją lekarz kazał mi wychodzić do ludzi, kategorycznie stwierdziła, że mam siedzieć w domu.

I w tym wypadku orzeczniczka nie znalazła powodów do podważenia zwolnienia. Skoro jednak Paweł twierdził, że choruje na depresję, kazała mu wyrecytować definicję choroby.

Na słowo "mobbing" zakonnica z ZUS-u tylko się zaśmiała

Podważanie stanów lękowych, upokarzanie, reprymendy czy przepytywanie z medycznych definicji, to także doświadczenie Marii, która na komisję do siostry orzecznik trafiła na początku roku.

Po tym, jak po ponad 20 lat przepracowanych w jednej firmie zmienił się jej szef, zaczęły się problemy. Maria nie chce wdawać się w szczegóły, do emerytury zostały jej zaledwie dwa lata, a to właśnie pracodawca nasłał na nią komisję. Obawia się konsekwencji, woli pozostać anonimowa.

Zanim poszła na zwolnienie, minęły prawie trzy lata. Tyle znosiła upokorzenia, stopniowe odbieranie kompetencji, umniejszanie zasług wobec firmy czy wreszcie zmniejszenie pensji o połowę. Okupiła to problemami somatycznymi: bólem głowy, rąk i kręgosłupa. Gdy trafiła do psychiatry i zaczęła brać leki, zrozumiała, że padła ofiarą mobbingu.

Na komisję do ZUS-u pojechała z mężem. Oboje byli zdziwieni gdy drzwi do gabinetu otworzyła im zakonnica.

Uderzył mnie jej niesympatyczny ton - relacjonuje Maria. - Wiedziałam, że nie będzie miło, gdy już od drzwi z niezadowolonym grymasem wysyczała to swoje: 'proszsz...' Spytała, co się dzieje, a gdy wyjęłam dokumenty i próbowałam opowiedzieć o swojej chorobie, przerwała stanowczo. "Mnie nie interesuje pani historia, tylko to, co jest teraz " - usłyszałam.

Maria przypomina sobie, że jej uwagę zwróciło krzesło przeznaczone dla pacjentów. Było daleko odsunięte od biurka jak na przesłuchaniu w sądzie. Na komisji była pierwszy raz, nie wiedział do końca czego się spodziewać.

Myślała, że lekarka przeprowadzi z nią wywiad, wysłucha, jaką ma sytuację. Okazało się jednak, że nie jest ważna ani dokumentacja, ani przebieg choroby. Usłyszała natomiast, że "po 6 tygodniach brania leków powinnam być zdrowa i wracać do roboty".

Siostra podniesionym głosem spytała, co ja sobie wyobrażam i czy zamierzam się starać o rentę. A mnie głos mi się łamał, z trzęsącą się brodą coś próbowałam tłumaczyć, ale ciągle mi przerywała.

Kiedy Maria zbyt długo nie udzielała odpowiedzi, poirytowana zakonnica z impetem odsunęła się od biurka. - Jak każdy się będzie zachowywał jak pani, to ja nie wiem, jak będzie wyglądał mój dzień — skomentowała. Na hasło "mobbing" zareagowała śmiechem i doradziła Marii zmianę pracy.

Gdy dowiedziała się, że mam kolejną wizytę u psychiatry na dniach, zagroziła, że gdy tylko przedłużę zwolnienie, za dwa tygodnie wezwie mnie ponownie. Wychodząc z gabinetu zanosiłam się jak małe dziecko. Dziś myślę, że mobbingu doświadczyłam właśnie w jej gabinecie.

Sprowadzić pacjenta do parteru i odebrać mu prawa

Całą rozmowę, siedząc po drugiej stronie drzwi, słyszał Marcin, mąż Marii. Była wczesna godzina, pusty korytarz, więc podniesione głosy niosły się dobrze. Marcin przyznaje, że siostra atakowała Marię pytaniami.

Staram się wspierać żonę, od tygodni pracujemy, żeby wróciła do zdrowia, a po takiej wizycie wszystko wraca do punktu wyjścia - komentuje Marcin.

W jego opinii cała rozmowa przebiegała według pewnego schematu, który prawdopodobnie siostra ma wypracowany i praktykowany na wielu pacjentach. Co miałby na celu taki schemat? - Chodzi o to, by zdeptać, zniszczyć i sprowadzić pacjenta do parteru i odebrać mu prawa tak, żeby państwo nie musiało do tego dopłacać — tłumaczy.

Sprawę w rozmowie z o2.pl komentuje też Kinga Matyasik-Ochlust, prawniczka specjalizująca się w temacie orzecznictwa ZUS:

Nie można generalizować, lecz w moim przekonaniu ZUS powinien w pierwszej kolejności wpłynąć na zatrudnionych lekarzy w zakresie przestrzegania podstawowych zasad kultury wobec pacjenta. Prawo do renty jest uzależnione od wielu przesłanek, a w tym długoletniości podlegania i opłacania składek na ZUS, dlatego karygodne są zachowania, w których lekarze zarzucają osobom badanym symulowanie schorzeń i często czynią uwagi, które nie powinny być stawiane - podkreśla prawniczka.

Dodaje też, że pracę lekarzy orzeczników regulują "Standardy orzecznictwa lekarskiego ZUS", gdzie m.in. czytamy:

Badanie dla celów orzeczniczych powinno odbywać się w spokojnej atmosferze, bez pośpiechu. Postępowanie lekarza orzecznika powinno cechować się cierpliwością i życzliwością wobec osoby, której orzeczenie ma dotyczyć. Orzekanie o niezdolności do pracy w zaburzeniach psychicznych nie może być szablonowe, każdy badany musi być oceniany indywidualnie, z uwzględnieniem współistniejących schorzeń.

Po wszystkim Maria wraz z mężem złożyli skargę na orzeczniczkę. Wcześniej o wszystkim poinformowali lekarza kierującego placówką. Doktor przyznał, że rozmawiał z siostrą i jej wersja odbiega od zeznań pacjentki.

Polecił skargę złożyć na dziennik podawczy bezpośrednio do naczelnika ZUS-u, zapisał też pesel Marii, obiecując, że w razie kolejnej kontroli zadba, by w jej sprawie orzekał ktoś inny. Po tygodniu przyszła odpowiedź: "Słowo przeciwko słowu. Sprawa nierozwiązywalna" - podsumowuje mąż Marii.

Urząd przyjazny, ale sprawa nierozwiązywalna

Ewa Drogosz, pełniąca funkcję zastępca dyrektora placówki odpisała, że w sprawie Marii przeprowadziła postępowanie wyjaśniające i stwierdza, że skarga jest nieuzasadniona. Odpowiedź wysyła na firmowym papierze opatrzonym pieczątką "przyjazny urząd ".

Przy dwóch odmiennych relacjach nie jestem w stanie wyjaśnić w pełni wszystkich okoliczności, które zawarła Pani w swoim piśmie. Jednak na podstawie dokumentacji z przebiegu badania oraz wyjaśnień lekarza orzecznika ZUS stwierdzam, że lekarz przeprowadził ukierunkowany, merytoryczny wywiad chorobowy zgodnie ze standardami wiedzy lekarskiej i orzeczniczej. W toku postępowania nie naruszył zasad wiedzy lekarskiej i orzeczniczej - czytamy w piśmie odesłanym do Marii i Marcina.

O komentarz poprosiliśmy psychiatrę Sławomira Murawca, rzecznik Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego:

Osoba zgłaszająca się do lekarza orzecznika jest w pewnej szczególnej sytuacji psychologicznej. Zazwyczaj w tym czasie nadal cierpi na objawy danego zaburzenia, czasami dotychczasowe leczenie nie przynosi poprawy, a stawiennictwo u lekarza może traktować jako pewną ocenę swojego zdrowia i sytuacji przez innego specjalistę. Wiąże się z tym także niepokój co do dalszych losów w aspekcie materialnym. Każda wizyta pacjentki lub pacjenta u lekarza to jednak pewien stres, a w sytuacji stawiennictwa u orzecznika dochodzą do tego stresu i zaniepokojenia dodatkowe elementy. Ważne dla lekarza, aby uwzględnić ten element wyczulenia pacjentki lub pacjenta na wszystkie informacje uzyskiwane w trakcie spotkania - wyjaśnia psychiatra.

Czytaj także: Zgromadził milion złotych kapitału w ZUS. Taka będzie jego emerytura

A prawniczka dodaje, że różnice światopoglądowe, czy też religijne, manifestowane przez lekarza orzecznika na pewno nie służą możliwości zapewnienia optymalnych warunków do diagnostyki schorzeń natury psychicznej.

To właśnie na ten aspekt uwagę zwracali internauci, po tym, jak zdjęcie zakonnicy w ZUS-ie trafiło do sieci. Fotografia stała się viralem, dzieląc opinię publiczną na dwa obozy. Jedni łapali się za głowy, zwracając uwagę na świecki charakter placówki, inni stawali w obronie siostry. Problemu w całej sprawie nie widział też rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej.

Mamy wojskowych, którzy są lekarzami. Nie wiem, czym to się specjalnie różni? Jeżeli pracodawca zezwala na taki ubiór, który nie narusza w tym miejscu zasad sanitarno-epidemiologicznych w danym miejscu pracy, to nam nic do tego - mówił w rozmowie z o2.pl Jakub Kosikowski z NIL.

Głos w sprawie zabrał też przedstawiciel Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Zdaniem Pawła Żebrowskiego, rzecznika ZUS: "Siostra bardzo dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków, a pracodawca nie ma wobec niej żadnych zastrzeżeń".

Zupełnie inne wrażenie można odnieść, czytając opinie na stronie oddziału ZUS przy ulicy Pędzichów w Krakowie. Wystarczy kliknąć adres placówki w przeglądarce Google. Postać zakonnicy orzekającej o niezdolności do pracy pojawia się tam dość często i jest oceniana na 1 z 5 możliwych gwiazdek.

Kiedy ponownie kontaktujemy się z rzecznikiem ZUS Pawłem Żebrowskim, zapewnia nas, że nie ma żadnej wiedzy na temat skarg, które wpływałyby na siostrę zakonną ze strony pacjentów. W reakcji na informacje o negatywnych opiniach w internecie oraz historie naszych bohaterek prosi o przesłanie pytań mejlem. Nie odpowiada na nie jednak przez kolejne 10 dni.

Dane osobowe niektórych bohaterów i bohaterek na ich prośbę zostały zmienione.

Czytaj także: Zgromadził milion złotych kapitału w ZUS. Taka będzie jego emerytura

Czytaj także:

Matka-katoliczka odpowiada abp. Jędraszewskiemu. Nie gryzła się w język

Zwłoki 18-letniej Eweliny w Wiśle. Nowe ustalenia śledczych

Szósta rocznica śmierci Magdaleny Żuk. "Sama na pewno nie wyskoczyła"

2024-04-19T03:46:10Z dg43tfdfdgfd