W ostatnich dniach w otulinie Parku Śląskiego w Chorzowie pod topów trafiło ponad 1200 drzew. W miejscu wycinki powstaną aparthotele oraz dyskont, a mimo społecznych protestów, na tę rzeź zezwolił ustępujący prezydent Chorzowa, Andrzej Kotala. Mieszkańcy domagają się wyjaśnień.
Plany dotyczące wycinki drzew przy ulicy Targowej znane były już od siedmiu lat. Plany wykarczowania drzew pod budowę dyskontu, a także aparthoteli były przez ten czas skutecznie powstrzymywane przez mieszkańców i lokalnych społeczników. Aż do teraz.
Czytaj także: Szeryf z busa chciał "zaprowadzić porządek" na drodze. Wszystko się nagrało
10 kwietnia władze Chorzowa wydały zaświadczenie, w którym nie wyrażają sprzeciwu dotyczącego wycinki drzew. Co ciekawe, stało się to zaledwie trzy dni po wyborach samorządowych, przegranych przez dotychczasowego prezydenta, Andrzeja Kotalę. Dalszy przebieg wydarzeń był bardzo szybki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pod topów trafiło łącznie 1265 drzew. 15 kwietnia z kolei do chorzowskiego magistratu wpłynął wniosek ze strony inwestora o pozwolenie na budowę dyskontu oraz czterech aparthoteli.
Czytaj także: Awantura w barze. Przegrał w darta i wrócił z wiatrówką
W ubiegłą niedzielę mieszkańcy zorganizowali protest w miejscu wycinki. Mieszkańcy obawiają się, że karczowanie Parku Śląskiego nadal będzie miało miejsce. Obecny podczas protestu prezydent-elekt, Szymon Michałek, zapewnia, że nie pozwoli na dalsze niszczenie tego terenu, a także przekonuje, że po jego zaprzysiężeniu będzie próbował zmienić bieg tej sprawy.
Przedstawiciele chorzowskiego urzędu miasta twierdzą w rozmowie z "Faktem", że nie mogli podjąć innej decyzji. Wniosek o wycinkę miał bowiem zostać złożony przez prywatnych właścicieli spółki, a w przypadku zgłoszeń ze strony osób fizycznych nie ma obowiązku podawania celu lub przyczyny usuwania drzew.
Czytaj także: Zabójstwo dziennikarza TVN. Co się dzieje ze sprawcą?
Szkopuł w tym, że były to osoby powiązane bądź zasiadające w spółce planującej inwestycję. Urzędnicy twierdzą także, że mimo prawnej możliwości wniesienia sprzeciwu nie było podstaw do wydania takiej decyzji. Drzewa musiałyby bowiem znajdować się na nieruchomości wpisanej do rejestru zabytków bądź na terenie przeznaczonym na zieleń, zgodnie z zapisami miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. W tym wypadku - zdaniem urzędu - takie przesłanki nie występowały.
Czytaj także:
Za to wciąż zapłacimy w stolicy Tatr. "To lekceważenie turystów"
Skandal w parku etnograficznym. Pokazali, które miasto "pozdrawia"
2024-04-24T08:13:57Z dg43tfdfdgfd