UKRAIńCY W POLSCE BOJą SIę MOBILIZACJI. "OBAWIAM SIę, żE NIE ZDążę SPRZEDAć żYCIA ZA WYSOKą CENę"

W punkcie paszportowym "Dokument" w Warszawie trwa istny szał. Ukraińscy mężczyźni, którzy nie mogą uzyskać dokumentów, czekają na decyzję i od tygodnia koczują przed budynkiem. Od wtorku paszporty wydawane są osobom, które ze względu na wiek nie podlegają mobilizacji — kobietom i mężczyznom do 25. i powyżej 60. roku życia. Wszystkie inne osoby są informowane przez służby, że wydawanie zostało zawieszone z powodu awarii technicznej systemu. Mężczyźni żartują, że to bardzo podejrzane, że usterka techniczna ma kryteria wiekowe. Onet rozmawiał z Ukraińcami, którzy zostali uwięzieni w urzędach i dowiedział się, dlaczego nie zamierzają walczyć i czy rozważają powrót do Ukrainy.

  • Wielu obywateli Ukrainy jest niespokojnych, gdy chodzi o perspektywę powrotu do kraju. Twierdzą, że będą szukać innego sposobu na uniknięcie wojny
  • — Zdecydowałem już na pewno, że nie pójdę na front. Będę więc za granicą. Ale gdyby moje państwo powiedziało, że mogę wrócić i na przykład płacić armii 1000 euro miesięcznie, ale nie walczyć w okopach, chętnie bym się na to zgodził — mówi nam Wasyl
  • — Wierzę, że musi istnieć sprawiedliwość. I nie jest sprawiedliwe, gdy ktoś jest w okopie, a ktoś na plaży pije wino musujące i publikuje te zdjęcia w mediach społecznościowych — przyznają ukraińscy mężczyźni w rozmowie z Onetem
  • Spotkany w biurze urzędowym Ukrainy Oleksandr mówi, że ostatnio wielu jego przyjaciół, którzy byli gotowi iść na front, "wypaliło się" z powodu ciągłych wiadomości o braku broni i rosyjskiej dezinformacji
  • Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

"Pojadę do Ukrainy po paszport"

Większość osób prosi o niepodawanie ich nazwisk i nierobienie zdjęć. Ale Oleksandr Wiwczarczuk bez problemu pokazuje mi swój paszport. Mężczyzna nie ukrywa się przed mobilizacją i mówi, że najprawdopodobniej pojedzie do domu po swoje dokumenty. Ale jest spokojny — ma czworo dzieci, więc zgodnie z ukraińskim prawem najprawdopodobniej będzie mógł wrócić do Polski. Mówi też, że podróżował do Europy z okupowanego Chersonia... przez Rosję. Żartuje, że teraz nic nie jest w stanie go przestraszyć.

— Podczas okupacji nie było możliwości wyjazdu na terytorium kontrolowane przez Ukrainę. Teoretycznie były tylko trzy możliwości. Pierwsza wiodła przez punkty kontrolne wroga, ale tam były niesamowite kolejki i ta droga była często ostrzeliwana. Drugim sposobem było przejście przez lasy przez zaminowany teren, ale tam ludzie często byli wysadzani w powietrze. Trzeci sposób to płynięcie wzdłuż Dniepru. W ten sposób kilku moim przyjaciołom udało się uciec. Ale trzeba mieć bardzo dobrą kondycję fizyczną, ponieważ trzeba płynąć pod prąd przez długi czas. Poza tym wróg patrolował rzekę — relacjonuje.

— Tak więc opuszczenie okupacji przez Rosję było najbezpieczniejszym sposobem. Chociaż przez 26 dni mieszkałem na ławce przed przyczepą, gdzie odbywała się filtracja (ci, którzy opuścili Rosję po "przefiltrowaniu", informowali o przesłuchaniach, biciu i torturowaniu osób podejrzanych o związki z wojskami Ukrainy, a także zaginięciach — red.). Potem spędziłem kolejne dwa tygodnie w więzieniu w Rosji. Ale w końcu udało mi się dostać do Estonii — mówi Oleksandr.

Mówi, że potrzebuje paszportu, aby przedłużyć swoje dokumenty na legalny pobyt za granicą. Nie wyklucza, że ukraińskie przepisy mogą ulec zmianie i nie będzie mógł wrócić z Ukrainy do Estonii, mimo że jest ojcem czwórki dzieci. W takim przypadku, jak mówi, pójdzie na wojnę.

Osłabiony duch. Jak potencjalni żołnierze "wypalili się"

— Ogólnie rzecz biorąc, mam normalne podejście do nowych zasad ograniczania usług konsularnych dla mężczyzn za granicą. Jest to narzędzie państwowe, które powinno być używane. Wielu ludzi chce mieć przywileje, ale nie wypełniać swoich obowiązków. Państwo zapewniło nam normalne życie przed wojną. Teraz mamy wobec niego dług. Mam wielu przyjaciół na froncie, więc jeśli nie będę mógł wrócić do Europy i zostanę zmobilizowany, postaram się dołączyć do ich oddziałów — zastanawia się Oleksandr.

Mówi, że ostatnio wielu jego przyjaciół, którzy byli gotowi iść na front, "wypaliło się" z powodu ciągłych wiadomości o braku broni i rosyjskiej dezinformacji.

Ponadto podczas filtracji wróg zmuszał ludzi do mówienia czegoś złego o Ukrainie przed kamerą i groził, że przekaże nagranie Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy. — Jak dotąd nie słyszałem o takich przypadkach, ale ludzie pamiętają, że to nagranie gdzieś jest i to ich przeraża. Boją się wrócić do Ukrainy i napotkać tam problemy z organami ścigania.

Sergiej również pochodzi z Chersonia i przyjechał po paszport. Mówi, że "żyje dniem". A jeśli zajdzie taka potrzeba, rozważa powrót do Ukrainy. Na razie nie rozważa możliwości uzyskania "szarego paszportu".

— Od tygodnia żyję w tym urzędzie. Przychodzę codziennie, a oni mówią "czekaj". Przyjechałem z Bułgarii. Nie mam jeszcze długoterminowego planu. W Bułgarii mam umowę o pracę na cztery miesiące. Jeśli nie dostanę paszportu, wrócę i popracuję przez ten okres. A potem zdecyduję, co dalej. Być może coś się zmieni i będę mógł otrzymać dokumenty. Ale jeśli nie zaczną wydawać paszportów, to oczywiście będę musiał wyjechać do Ukrainy. Nie będzie innej opcji. A tam prawdopodobnie będę musiał iść na wojnę — mówi z wyraźnym smutkiem.

— Mam wielu przyjaciół na froncie. Cały czas z nimi rozmawiamy. Żartują, że: "Jak będziesz w Ukrainie, zadzwoń do nas. Zabierzemy was do naszej brygady". A potem dodają poważnie: "Zostań w Europie tak długo, jak możesz". Wojna jest straszna, a dziś mamy wiele problemów na froncie — mówi Sergiej.

"Szary paszport" lub obywatelstwo innego państwa

Nie wszyscy Ukraińcy są tak spokojni o perspektywę powrotu. Wielu twierdzi, że będzie szukać innego sposobu na uniknięcie wojny.

Na przykład Wadym z obwodu lwowskiego mówi, że powstrzymuje go brak jakichkolwiek gwarancji na wypadek śmierci lub kalectwa.

— Przyjechałem do Warszawy sześć lat temu. Wtedy moje państwo nie przejmowało się zbytnio moją przyszłością. A teraz interesują się moim losem. Ale tak naprawdę nie rozumiem, dlaczego mam iść i umrzeć za państwo, które nic mi nie obiecuje — mówi rozgoryczony. — Oczywiście rozważałem pójście na front na początku inwazji na pełną skalę. Ale kiedy ma się rodzinę i dzieci, ustalanie priorytetów wygląda inaczej.

— W czasie inwazji na pełną skalę nie było strachu przed śmiercią lub kalectwem. Ale teraz jest. Zwłaszcza kalectwo. Śmierć w słusznej sprawie nie jest taka straszna. Ale powrót osoby, która jest niezdolna do pracy, jest bardzo przerażający. W końcu Ukraina nie opracowała systemu opieki nad weteranami. Państwo nie zapewnia ci opieki i nie obiecuje, że kiedykolwiek ją zapewni. Na przykład wrócę bez rąk. Jak będę pracował i utrzymywał siebie i swoją rodzinę? Kto będzie mnie potrzebował? Co więcej, pracuję jako kierowca ciężarówki. Naszym obowiązkiem jest obrona ojczyzny. Ale państwo też musi mieć swoje obowiązki. Ich obowiązkiem jest ochrona mnie i przyszłości mojej rodziny — twierdzi Wadym.

Dziś nie myśli o powrocie. Mówi, że wykorzysta swój "szary paszport" w Europie ("Szary paszport" oznacza możliwość życia, pracy i podróżowania po Europie. Na początku jest wydawany na rok, potem na trzy lata — red.). A jeśli Polska nie da mu takiej możliwości, przeniesie się do innego kraju, w którym legalny pobyt będzie łatwiejszy.

Denis rozważa teraz możliwość uzyskania dokumentów tylko w Polsce. Kiedyś mieszkał w Kiszyniowie i przyjechał do Warszawy po nowe paszporty. W tym samym czasie oddał swoje stare dokumenty w centrum obsługi ukraińskiego urzędu. Obecnie nie ma więc ani jednego dokumentu, który uprawniałby go do pobytu za granicą.

— Jeśli pojadę do innego kraju i zostanę sprawdzony, zostanę zatrzymany i deportowany. To zbyt duże ryzyko. Mam więc tylko możliwość załatwienia czegoś w Polsce. Czytałem w mediach społecznościowych, że ktoś już otrzymał tutaj ten "szary paszport". Pójdę tą samą drogą. Ale nie znam jeszcze żadnych szczegółów — przyznaje.

Wasyl również nie zamierza wracać. Mężczyzna pochodzi z Odessy i pracuje jako kapitan transportu dalekobieżnego. Przyjechał do Warszawy z Mołdawii, aby uzyskać paszport, który jest mu potrzebny do pracy. Mówi, że nie rozważa opcji "szarych" dokumentów, ponieważ można ich używać tylko w Europie. A on musi pływać po całym świecie.

— Mój paszport jest ważny przez kolejne trzy lata. Jeśli więc nie otrzymam dokumentów teraz, będę pracować po staremu i jednocześnie ubiegać się o obywatelstwo kraju europejskiego. Moja żona złożyła wniosek o obywatelstwo bułgarskie dwa lata temu. Teoretycznie może je otrzymać w ciągu roku. A wtedy, być może, będę w stanie uzyskać dokumenty, aby połączyć się z rodziną — mówi Wasyl.

Mężczyzna nie zamierza wracać do Ukrainy w czasie wojny. Mówi, że nie ma pojęcia, kto będzie wtedy utrzymywał jego rodzinę. — Mam dwoje małych dzieci. Kto je utrzyma? Zostanę zabity. Moja żona nie pracuje. I mam pytanie: co ona będzie robić i co będą jeść moje dzieci? — mówi mężczyzna.

"Dajcie nam opcje"

Wasyl uważa, że ograniczenia dotyczące usług konsularnych raczej demotywują, niż motywują mężczyzn do obrony swojego kraju. Przywódcy kraju mogliby uczynić ten proces bardziej logicznym i ekonomicznie uzasadnionym.

— Zdecydowałem już na pewno, że nie pójdę na front. Będę więc za granicą. Ale gdyby moje państwo powiedziało, że mogę wrócić i na przykład płacić armii 1000 euro miesięcznie, ale nie walczyć w okopach, chętnie bym się na to zgodził. I byłoby to korzystne dla wszystkich: wspierałbym państwo ekonomicznie, a te pieniądze mogłyby zostać wykorzystane do zakupu niezbędnych środków na wojnę. Moi bracia są na wojnie, a ja ciągle im coś kupuję. Jestem gotów zrobić to oficjalnie. Kto skorzysta, gdy będę za granicą? Nikt — ucina.

Konstantyn mówi również, że państwo może wymyślić dodatkowe mechanizmy. Jego paszport traci ważność za rok. Zastanowi się więc, jak zalegalizować go w Europie.

— Moja rodzina i ja mieszkaliśmy w Warszawie przed inwazją. Moja rodzina i ja jesteśmy zaangażowani w pomoc Ukrainie tak bardzo, jak to możliwe i robimy wszystko, co w naszej mocy. Nie rozważaliśmy jednak możliwości powrotu w czasie wojny. Mam inny plan na swoje życie. Chcę mieć dzieci i uczestniczyć w ich życiu. A drugi powód jest taki, że nie mogę zabijać innych ludzi, nawet jeśli chodzi o obronę. Nie każdy z nas jest na to moralnie gotowy — twierdzi Konstantyn.

Dodaje, że Ukraina powinna zaoferować ludziom inne sposoby pomocy, poza zabijaniem wrogów.

— Wierzę, że musi istnieć sprawiedliwość. I nie jest sprawiedliwe, gdy ktoś jest w okopie, a ktoś na plaży pije wino musujące i publikuje te zdjęcia w mediach społecznościowych. Ale istnieje sprawiedliwość i istnieją ograniczenia praw konstytucyjnych i możliwości identyfikowania się jako Ukrainiec. A to są różne rzeczy. Państwo powinno było przemyśleć różne mechanizmy pomocy podczas wojny. W końcu potrzeba nie tylko siedzieć z bronią w okopie. Są inne sposoby pomocy. A nasz rząd powinien pomyśleć o tym, jak dać ludziom, którzy kategorycznie odmawiają pójścia na front, możliwość pomocy swojemu krajowi i pozostania jego obywatelami. Może to być zarówno pomoc fizyczna, jak i finansowa. Ludzie, którzy nie mogą zabijać innych ludzi, mogą pełnić inne funkcje. Ktoś może dobrze walczyć, ktoś może montować drony, ktoś może zarabiać pieniądze na zakup broni. Powinny istnieć opcje — mówi Konstantyn.

Konstantyn twierdzi również, że państwo musi wyjaśnić ludziom, gdzie będą walczyć, z czym będą walczyć i jak będą do tego przygotowani. W końcu strach przed nieznanym jest bardzo silny i powstrzymuje ludzi przed podjęciem tak ważnej decyzji, jak pozostawienie wszystkiego za sobą i udanie się na front. — Jest jeszcze jedna kwestia. Ludzie nie rozumieją, jak zostaną przygotowani do wojny. Mam znajomego za granicą, który chciałby wstąpić do wojska — stwierdza. — Mówi jednak, że nie jest pewien, czy zostanie odpowiednio wyszkolony i wyposażony. W rezultacie zostałby bardzo szybko zabity. Powiedział, że obawia się, że nie będzie miał nawet czasu na "sprzedanie swojego życia za wysoką cenę". — Problemem jest brak ochrony socjalnej w przypadku obrażeń lub śmierci. Potrzebujemy odpowiedniego systemu motywacyjnego. Powinien istnieć system kija i marchewki. Nie tylko kij.

W rezultacie uważa on, że ograniczenie usług konsularnych jest zbyt emocjonalną i nieprzemyślaną decyzją, która raczej szkodzi, niż pomaga państwu.

— Niepopularne decyzje w czasach wojny są normalne. Ale muszą być przemyślane, racjonalne i matematycznie uzasadnione dla państwa. Nie można robić wszystkiego, by pieniądze wypływały z kraju. Znam wielu przedsiębiorców, którzy z zasady przeprowadzali transakcje pieniężne przez Ukrainę, by tam płacić podatki. Przecież wszyscy rozumieją, że pieniądze są potrzebne na wojnę. A teraz dyskutuje się o zajęciu majątku osób, które uchylają się od mobilizacji lub przebywają za granicą. I ci ludzie, których znam, zabierają wszystko, co mają w Ukrainie. To osłabia kraj gospodarczo — mówi Konstantin.

Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco

2024-05-02T10:33:19Z dg43tfdfdgfd