KULISY STRZELANINY Z UDZIAłEM BYłEGO MężA "KRóLOWEJ żYCIA". PASZPORT W MAJTKACH I TELEFONY Z BUDKI DO USA

Gdy Paweł K. dowiaduje się o najściu w "Torze", skrzykuje swoich "żołnierzy". Zamierza złożyć "Szpili" rewizytę. Wie, gdzie go szukać. Zjawia się przed wejściem do "Heidi". Drzwi do lokalu są zamknięte. Nikt nie reaguje na jego walenie i wołanie. Wtedy też wyjmuje pistolet. Celuje w drzwi, oddaje dwa strzały. Kule przeszywają je i trafiają stojącego po drugiej stronie wrocławskiego gangstera. Wkrótce policja rozpoczyna polowanie na Pawła. Dostaje cynk, że Dagmara, jego dziewczyna, będzie próbowała dostarczyć mu lewy paszport. Szykują na nią zasadzkę.

  • Były wałbrzyski policjant w rozmowie z Onetem opowiada o kulisach strzelaniny z udziałem byłego męża Dagmary Kaźmierskiej oraz późniejszym polowaniu na niego
  • "Jesteście frajerami. Dagmara jak wróciła do burdelu, to się śmiała, że schowała paszport w majtki, a żaden z policjantów nie miał odwagi jej tam przeszukać" – słyszy Bartkiewicz od informatora po nieudanej akcji złapania jej na gorącym uczynku z lewym paszportem
  • – Z Pawłem K. zetknąłem się już w latach 90. Jeśli chodzi o Kotlinę Kłodzką, to był numerem jeden wśród gangusów. Brylował w narkotykach. Ściągał haracze. Miał też na koncie porwanie dwóch kobiet, które wraz z innym gangsterem o pseudonimie "Hiszpan" wywiózł do Niemiec i sprzedał do burdelu – opowiada były policjant
  • – Dagmara była przez nas opracowywana operacyjnie. Była przecież dziewczyną gangstera. I to jednego z najważniejszych, którego bali się nawet lokalni policjanci. Mogła czuć się jak królowa Kłodzka, choć nikt z policjantów jej nie szanował – wspomina
  • Więcej takich historii przeczytasz na stronie głównej Onetu

***

Kilka lat temu. Późny wieczór. Janusz słyszy w telefonie poirytowany głos starego znajomego z dawnej pracy. "Włącz telewizję. Padniesz, jak to zobaczysz".

Kciukiem przerzuca programy. Gdy na ekranie pojawia się długowłosa blondynka po czterdziestce z wydatnymi ustami, mocno pomalowanymi oczami i sztucznymi rzęsami, wyrywa mu się: "O cholera! Niemożliwe. Przecież to nasza Dagmarka".

Do końca ogląda odcinek "Królowych życia", których Dagmara Kaźmierska jest gwiazdą.

Potem w rozmowie z kumplem, który do niego dzwonił, zachodzi w głowę: "Jakim cudem ona trafiła do telewizji?".

Wkrótce dostaje telefony od kolejnych kumpli. Są wkurzeni. Mówią o Dagmarze. Używają epitetów.

Zgłoszenie

14 kwietnia 2001 r. Wielka Sobota. Janusz Bartkiewicz, kierujący wówczas wałbrzyskim zespołem wydziału kryminalnego komendy wojewódzkiej policji we Wrocławiu, otrzymuje zgłoszenie o strzelaninie w Kłodzku, w mieszczącej się w ścisłym centrum agencji towarzyskiej "Heidi".

Zna dobrze to miejsce. Wie, kto nim rządzi. Zbiera swoich ludzi. Jadą tam. Już z drogi ustalają kilka szczegółów.

Strzały przed lokalem "Heidi"

Kilka godzin wcześniej, koło południa do "Tory", innego burdelu w Kłodzku, także w samym centrum, wpada ze swoimi ludźmi Dariusz L. ps. "Szpila". To wrocławski gangster, który kontroluje kilka agencji towarzyskich w regionie, w tym sąsiednie "Heidi".

Policjanci dobrze go znają, podobnie jak właściciela "Tory" Pawła K. ps. "Kazik", którego podczas odwiedzin "Szpili" nie ma w lokalu. Jest za to jego konkubina Dagmara, która jest w ciąży, a z nią barmanka i kilka prostytutek.

"Szpila" i jego ludzie chcą rozmawiać z Pawłem. Gdy go nie zastają, tłuką w środku szkło i lustra. Robią małą demolkę. Są wulgarni i agresywni. Przed wyjściem z lokalu "Szpila" rzuca w stronę Dagmary: "Powiedz mu, że był tu Wrocław". Opuszczają "Torę". Przenoszą się do "Heidi".

– Wrocław chciał przejąć nadzór nad "Torą". A "Szpila" chciał, żeby Paweł K. mu się podporządkował. To był taki okres, kiedy grupy gangsterskie rywalizowały ze sobą, ściągały haracze i kontrolowały tego typu lokale – słyszę od Janusza Bartkiewicza.

Paweł K., gdy tylko dowiaduje się o najściu w "Torze", skrzykuje swoich "żołnierzy". Zamierza złożyć "Szpili" rewizytę. Wie, gdzie go szukać.

Wkrótce zjawia się przed wejściem do "Heidi". Drzwi do lokalu są zamknięte. Nikt nie reaguje na jego walenie i wołanie. Wtedy też Paweł K. wyjmuje pistolet. Celuje w drzwi. Oddaje dwa strzały.

Dwie kule przeszywają drzwi i trafiają stojącego po drugiej stronie "Szpilę".

– Paweł nie zdawał sobie sprawy, że za drzwiami stoi "Szpila". Nie prowadził z nim rozmowy, nikt się nie odzywał, odpowiadała mu tylko cisza. Te strzały były tylko dla postrachu. Na wiwat – mówi o okolicznościach strzelaniny Bartkiewicz.

*

Po oddaniu strzałów Paweł K. i jego ludzie szybko się ulatniają. "Kazik" udaje się na komendę policji. Mówi, że przed lokalem w centrum padły strzały. Nie przedstawia się i nie podaje, że to on strzelał.

Komendę opuszcza bez żadnych problemów. Znika.

*

Gdy po drugiej stronie drzwi "Szpila" pada martwy, jego ludzie rzucają się do ucieczki. Wyskakują przez okno. Jeden z nich upadając łamie nogę. Zostawiają go samego.

Kilka godzin później to on opowiada śledczym o kulisach całego zajścia. Wkrótce policjanci ustalają personalia wszystkich, którzy byli wtedy z "Kazikiem". Zatrzymują ośmiu mężczyzn, którzy brali udział w najściu na "Heidi", podczas którego zginął "Szpila". Stawiają zarzuty.

Policjanci zawijają wszystkich, tylko nie Pawła, który zapadł się pod ziemię.

Telefon od "Kazika"

Jest już ciemno, gdy jeden z kłodzkich policjantów podchodzi do Bartkiewicza. Mówi, że dzwonił do niego Paweł K., pytał, kto kieruje śledztwem. Chce rozmawiać.

Pół godziny później na komórkę policjanta dzwoni nieznany numer. Bartkiewicz odbiera. Mówi, że on tu dowodzi. Próbuje przekonać "Kazika", że wie, iż nie wiedział, że "Szpila" stoi za drzwiami. Tłumaczy mu, że jeśli się ujawni, nie będzie odpowiadał za zabójstwo, a jedynie nieumyślne spowodowanie śmierci.

Radzi: "Przemyśl to, bo twoja sytuacja będzie korzystniejsza, jeśli sam się zgłosisz, niż jeśli cię dopadniemy. A dopadniemy".

Wtedy słyszy, jak głos w telefonie mówi, że się zastanowi i oddzwoni.

Już się nie odzywa. Za zabójstwo "Szpili" jest poszukiwany listem gończym.

Paszport w majtkach

Bartkiewicz otrzymuje cynk, że Paweł ukrywa się w Czechach, blisko granicy, a Dagmara załatwia mu fałszywy paszport. Wtedy zapada decyzja, żeby wziąć Kaźmierską na krótką smycz. Dać jej ogon i zacząć obserwować.

– Ciężko było ją śledzić, bo ona szalała po ulicach. Jeździła po 100-150 kilometrów na godzinę albo pod prąd. Gubiła ogon. Czuła się pewnie, bo przecież była dziewczyną kłodzkiego bossa – słyszę.

Dlatego zmieniają taktykę. Już za nią nie jeżdżą. Pod samochodem Dagmary montują nadajnik GPS. Wtedy to nowość. Gdy otwierają walizeczkę z wyświetlaczem, przypominającą laptopa, widzą, dokąd jeździ.

– Przygotowywaliśmy się, żeby ją z tym paszportem zatrzymać. Dostałaby wtedy zarzut pomocnictwa w ukrywaniu się, a Paweł by nam nie uciekł – słyszę.

Kolejny cynk. Bartkiewicz już wie, kiedy Dagmara ma odebrać paszport. Szykują zasadzkę, żeby zatrzymać ją, gdy będzie wracała.

– My polowaliśmy na Pawła, a CBŚ na Dagmarę. Problem w tym, że CBŚ przejęło od nas zatrzymanie Dagmary. Mówiłem im, że będzie mieć przy sobie lewy paszport. Zabrali ją do Kłodzka, przeszukali, szybko wypuścili. Paszportu nie znaleźli – opowiada Bartkiewicz.

Telefon od wzburzonego informatora. Bartkiewicz wysłuchuje, jaka policja jest nieudolna, że nie potrafiła znaleźć paszportu. Potem słyszy: "Jesteście frajerami. Dagmara jak wróciła do burdelu, to się śmiała, że schowała paszport w majtki, a żaden z policjantów nie miał odwagi jej tam przeszukać".

Nie wiedzą jeszcze, że Paweł jest już daleko stąd.

Z budki do USA

Po spalonej akcji z paszportem jeszcze baczniej przyglądają się, gdzie jeździ. Zauważają, że codziennie zatrzymuje się przy poczcie. Wchodzi do budki telefonicznej.

Któregoś dnia czekają w pobliżu. Gdy Dagmara wychodzi z budki i odjeżdża, wchodzą do środka. Wpisują kod, który podali im specjaliści kryminalistyki. Dzięki niemu na aparacie wyświetla się numer, z którym wykonano ostatnie połączenie. Kierunkowy do Stanów Zjednoczonych. Do Chicago. Od kobiety, która odbiera telefon, Bartkiewicz słyszy, że "Paweł poszedł na robotę".

Już wiedzą, gdzie jest. Ale nie mogą nic zrobić. – Skontaktowaliśmy się z policją w Stanach. Powiedzieliśmy, że mają u siebie naszego gangusa. Wtedy jednak między Polską a USA nie było jeszcze umowy o ekstradycję – słyszę.

Mają już pewność, że Paweł otrzymał paszport, dostał się do USA.

– Dla mnie i mojej grupy to był koniec sprawy – zaznacza.

Jakiś czas potem Dagmara dołącza do Pawła. W Stanach rodzi syna. Trzy lata później wracają do Polski, a w wakacje Paweł zostaje zatrzymany przez uzbrojonych po zęby antyterrorystów. O spektakularnej akcji policji w Skrzynce niedaleko Lądka-Zdroju Bartkiewicz dowiaduje się już z prasy i od kolegów z komendy. Sam od roku jest na emeryturze.

– Tuż przed zatrzymaniem Paweł po raz drugi w swoim życiu pertraktował załatwienie sobie listu żelaznego. Nie wiedział jednak, że policja depcze mu piętach, że już wiedzą, że jest w Polsce i wiedzą, gdzie się ukrywa – słyszę.

Król i królowa Kłodzka

– Z Pawłem K. zetknąłem się już w latach 90. Jeśli chodzi o Kotlinę Kłodzką, to był numerem jeden wśród gangusów. Brylował w narkotykach. Ściągał haracze. Miał też na koncie porwanie dwóch kobiet, które wraz z innym gangsterem o pseudonimie "Hiszpan" wywiózł do Niemiec i sprzedał do burdelu. Wtedy po raz pierwszy był poszukiwany listem gończym. Potem uzyskał list żelazny – opowiada Bartkiewicz.

Wspomina lato 1997 r. Telefon od dyżurnego. "Paweł jest w Kudowie. Jedźcie go zatrzymać". Podaje numer rejestracyjny, kolor i markę samochodu. Bartkiewicz wysyła patrol. Trzech policjantów.

Jeżdżą po mieście. Namierzają auto. Czekają. Gdy Paweł z Dagmarą idą w stronę samochodu, powalają "Kazika" na ziemię. Słyszą, jak jego dziewczyna wydziera się: "Co wy robicie! Nie wiecie, kto to jest? To jest Paweł!".

– To nie był krzyk przerażenia, tylko oburzenia, że policja śmiała go zatrzymać. Była przekonana, że on jest nietykalny – słyszę.

*

Paweł był wysoki. Wysportowany. Brutalny. Ćwiczył sztuki walki. Kobiety się za nim oglądały. Tak go pamięta Bartkiewicz. – Miał gwałtowny charakter. Dla swoich wrogów nie miał litości – słyszę.

W swojej autobiografii Dagmara Kaźmierska pisała o nim tak: "Przy Pawle czułam się jak królowa. Podobała mi się jego męska siła, imponowało mi to, że kiedy wchodziliśmy do knajpy, milkły nawet szepty. Bez jego wiedzy nic nie miało prawa wydarzyć się w Kłodzku i okolicach".

"Wiedziałam, kto to jest. [...] Był u nas królem, ale do rządzenia rękę miał ciężką. Wszyscy się go bali. Chciałam być z Pawłem i nic poza tym nie było dla mnie ważne. Paweł dawał mi siłę i poczucie bezpieczeństwa" – wspominała dalej.

Bartkiewicz przyznaje, że policja już za jego czasów interesowała się nie tylko Pawłem, ale też Dagmarą. – Dagmara była przez nas opracowywana operacyjnie. Była przecież dziewczyną gangstera. I to jednego z najważniejszych, którego bali się nawet lokalni policjanci. Mogła czuć się jak królowa Kłodzka, choć nikt z policjantów jej nie szanował – uważa.

Trzy lata po tym, jak Paweł trafia do więzienia, Dagmara otwiera własną agencję towarzyską w Szalejowie Dolnym, na trasie z Polanicy-Zdroju do Kłodzka. Burdel działa pod nazwą "Haidi", choć dla Dagmary to wciąż "Tora".

Sama też ma ciężką rękę do rządzenia. Nie znosi sprzeciwu.

Mroczna przeszłość

W 2009 r. Dagmara zostaje zatrzymana. Za działanie w zorganizowanej grupie przestępczej, stręczycielstwo, sutenerstwo i zmuszanie młodych kobiet do prostytucji, sąd skazuje ją na trzy lata więzienia. Za kratami spędza 14 miesięcy.

W 2016 r. Kaźmierska rozpoczyna karierę w show-biznesie. Zostaje celebrytką. Popularność zyskuje dzięki programowi "Królowe życia" w należącym do TVN-u kanale TTV. Później, już w Polsacie, ma swój własny program, w którym szuka miłości. Występuje też na dużym ekranie u Patryka Vegi. Kilka miesięcy temu pojawia się na parkiecie "Tańca z gwiazdami".

Jej karierę telewizyjną kończy portal "Goniec", który pod koniec kwietnia opisuje kulisy jej mrocznej przeszłości, gdy była burdelmamą.

Na jaw wychodzą zeznania Marysi, którą Dagmara Kaźmierska pobiła, a później kazała zgwałcić. Dla jej podopiecznej to miała być kara za nieposłuszeństwo i próbę ucieczki. Z kolei Magda, inna z kobiet pracujących w agencji towarzyskiej Kaźmierskiej, została przez nią brutalnie pobita, gdy była w ciąży.

– Nie znałem szczegółów jej przestępczej działalności. Kiedy przejęła biznes po Pawle, byłem już na emeryturze i interesowałem się innymi sprawami – mówi Bartkiewicz. – Kiedy miałem z nią kontakt, to była arogancka, prostacka i wulgarna kobieta. Bardzo pewna siebie. Ona się nie zmieniła – twierdzi.

Na koniec dodaje: – Nie potrafię zrozumieć, jak kobieta z taką przeszłością mogła zostać gwiazdą telewizji. Jak mogli zrobić z niej wzór do naśladowania.

Kontakt z autorem: [email protected]

Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco

2024-05-06T03:32:34Z dg43tfdfdgfd