Gorąco w Gruzji. Wszystko za sprawą forsowanej przez parlament ustawy, określanej "rosyjską". Tysiące ludzi wyszło na ulice stolicy kraju, Tbilisi. Czy Putin dąży do wzięcia pod but kolejnego kraju? Ocenił to w rozmowie z "Faktem" prof. Wojciech Materski z Polskiej Akademii Nauk.
Ok. 40 tys. osób protestowało w środę (1 maja) wieczorem w Tbilisi, przeciwko tak zwanej ustawie o zagranicznych agentach, której projekt wcześniej tego dnia przeszedł drugie czytanie w parlamencie. Policja użyła gazu i granatów hukowych wobec demonstrantów.
Za budzącym kontrowersje projektem ustawy zagłosowało 83 deputowanych, przeciw było 23. Parlament gruziński liczy 150 miejsc.
Po przyjęciu projektu w pierwszym czytaniu 18 kwietnia w kraju doszło do jednego z licznych w ostatnim czasie wielotysięcznych protestów. Do kolejnego doszło w Tbilisi we wtorek, gdy policja użyła armatek wodnych i gazu przeciwko tysiącom osób demonstrujących przeciwko przyjęciu ustawy, uważanej za inspirowaną przez Kreml i nazywanej "ustawą rosyjską".
Opozycyjna partia Zjednoczony Ruch Narodowy podała, że podczas demonstracji policja dotkliwie pobiła jej lidera Lewana Chabeiszwilego, w wyniku czego doznał on wstrząśnienia mózgu, ma połamane kości twarzy i wybitych kilka zębów.
Zgodnie z procedowaną ustawą organizacje pozarządowe i media, które otrzymują ponad 20 proc. środków ze źródeł zagranicznych, miałyby rejestrować się jako organizacje "realizujące interesy obcego mocarstwa" i musiałyby składać specjalne doroczne sprawozdania finansowe — wyjaśnił portal dziennika "New York Times". Przypomniał, że gruziński projekt przypomina rozwiązanie przyjęte w Rosji w 2012 r., które zostało wykorzystane do brutalnego tłumienia głosów sprzeciwu i piętnowania antykremlowskich ośrodków. W Gruzji organizacje wspierane z zagranicy trafiłyby do specjalnego rejestru agentów obcego wpływu, a ministerstwo sprawiedliwości mogłoby kontrolować je pod dowolnym pretekstem.
Krytycy ustawy twierdzą, że jednym z jej celów jest zbliżenie Gruzji do Rosji. Podobne środki zostały przyjęte przez dwa inne kraje byłego ZSRR: Kazachstan i Kirgistan. Aby ustawa weszła w życie, musi zostać przegłosowana jeszcze raz.
O sytuację w Gruzji "Fakt" zapytał prof. Wojciecha Materskiego z Polskiej Akademii Nauk. Uczony nie przesądza, jaki będzie finał forsowanej i wzbudzającej wielkie oburzenie ustawy.
[object Promise]— zauważa politolog.
Podkreśla, że Rosja uważa Gruzję za swoją strefę wpływów. — Odbudowanie pozycji imperialnej Rosji, to jest niekoniecznie odzyskanie granic, ale i wpływów. Sytuacja z perspektywy Moskwy wydaje się łatwiejsza niż w republikach bałtyckich — słyszymy.
Materski dodaje, że nie sądzi, aby rozgrywającym w Gruzji był obecnie Putin. — On ma wojnę na głowę. Raczej Iwaniszwili steruje w tym kierunku, żeby przeszła ta ustawa ograniczająca naturalny, spontaniczny i społecznie akceptowalny kierunek na Europę. Moment jest trudny. Protesty jednak ograniczają się do stolicy. Reszta kraju jest bierna — mówi ekspert.
Nie tylko Obajtek wyjechał za granicę? Ewakuowali się też byli członkowie zarządu Orlenu
Kto będzie kandydatem PiS na prezydenta? Jest niespodzianka na liście [SONDAŻ]
Kłopoty ministra. Chodzi o potrącenie nastolatki. Wszystko rozegra się w przyszłym tygodniu
Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco
2024-05-02T09:18:59Z dg43tfdfdgfd