JAMES HAROLD DOOLITTLE. CZłOWIEK, KTóRY DAł ALIANTOM NADZIEJę

Po japońskim ataku na Pearl Harbor, Stany Zjednoczone chciały odpowiedzieć "niezwykle niebezpieczną" operacją. Garstka bombowców miała zaatakować Tokio z lotniskowca w kwietniu 1942 r., a następnie uciec do Chin. Zadanie powierzono Jamesowi Haroldowi Doolittle'owi, jednemu z najwybitniejszych pilotów United States Air Force.

Prezydent USA Franklin D. Roosevelt określił 7 grudnia 1941 r., kiedy to japońskie lotniskowce zatopiły amerykańską flotę na Pacyfiku w Pearl Harbor, jako "dzień hańby". Ale głowa państwa nie mogła zaoferować przerażonemu narodowi nic więcej poza zwięzłą retoryką. A wiadomości wcale nie były lepsze. Podczas gdy Stany Zjednoczone mobilizowały swoją potęgę militarną, Japończycy przejmowali posiadłości mocarstw kolonialnych w Azji. Do 9 kwietnia 1942 r. poddały się wszystkie amerykańskie pozycje na Filipinach, z wyjątkiem wyspy-twierdzy Corregidor.

Aby wysłać przynajmniej sygnał oporu i odwetu, Roosevelt chciał odpowiedzieć nalotem bombowym na Japonię. W tym celu kapitan Francis Stuart Low, specjalista od okrętów podwodnych, opracował zuchwały plan. Wykorzystując lotniskowiec, bombowce miały zbliżyć się do Japonii tak blisko, że mogłyby przelecieć nad Tokio i ostatecznie wylądować w nieokupowanej części Chin. Dowódca floty Ernest E. King przedstawił koncepcję Rooseveltowi, który natychmiast się zgodził.

Szczegóły operacji. Kapitan bombowca dowiedział się o niej przed startem

Zadanie powierzono Jamesowi Haroldowi Doolittle'owi (1896-1993), jednemu z najwybitniejszych pilotów United States Air Force (USAF). Służył jako instruktor lotnictwa podczas pierwszej wojny światowej. Później ustanowił kilka rekordów lotu i otrzymał tytuł doktora za swoje osiągnięcia w rozwoju lotów według wskazań przyrządów. Po przejściu na emeryturę z czynnej służby został prezesem Stowarzyszenia Zawodowego Inżynierów Lotnictwa. W 1940 r. został reaktywowany w stopniu podpułkownika z zadaniem przygotowania ewentualnego przestawienia przemysłu motoryzacyjnego na produkcję wojenną.

Doolittle okazał się odpowiednim człowiekiem do tego zadania. Przetestował kilka typów samolotów, które były rozważane do użycia. Ostatecznie zdecydował się na zupełnie nowy North American B-25 "Mitchell", który odbył swój dziewiczy lot dopiero w połowie 1940 r., ale w przeciwieństwie do innych samolotów był wystarczająco mały, aby można go było w miarę bezpiecznie przetransportować przez Pacyfik na pokładzie lotniskowca. Wynikało to z faktu, że hangary pod pokładem były zbyt małe dla dwusilnikowego bombowca. Testowe starty na lądzie dały nadzieję, że długość pasa startowego może być wystarczająca. Ochotnicy, którzy zostali zwerbowani do "niezwykle niebezpiecznego" przedsięwzięcia, zostali przeszkoleni na bombowcach podczas prawdziwych kursów zderzeniowych na Florydzie.

Aby zapewnić niezbędny zasięg przy największym możliwym ładunku bombowym, wynoszącym cztery 227-kilogramowe bomby każda, ciężkie karabiny maszynowe zostały zastąpione dodatkowymi zbiornikami paliwa. Zamontowano jednak atrapy karabinów, aby utrzymać japońskie myśliwce na dystans. 1 kwietnia 1942 r. 16 samolotów wraz z pięcioosobowymi załogami i technikami, w sumie 200 osób, zostało załadowanych na nowy lotniskowiec USS "Hornet" w Kalifornii. Tajemnica była tak daleko posunięta, że jego kapitan, Marc Mitscher, został poinformowany o celu operacji dopiero w momencie ładowania lotniskowca. Podczas podejścia, ostatnie elementy wyposażenia zostały dostarczone przez sterowiec.

Formacja składała się z trzech ciężkich i jednego lekkiego krążownika, ośmiu niszczycieli, dwóch tankowców i lotniskowca "Enterprise". Samoloty tego ostatniego musiały zapewnić niezbędną osłonę ogniową, gdyż pokład startowy "Horneta" został zablokowany przez bombowce. Dzień ataku wyznaczono na 18 kwietnia, kiedy odległość do japońskiego lądu miała wynosić 750 km.

Jednak echa radarowe odebrane 350 km przed zakładanym punktem początkowym wykazały, że amerykańskie okręty zostały zauważone przez łódź patrolową. Statek został zatopiony. Doolittle i Mitscher zdecydowali się jednak natychmiast wystartować, by ochronić grupę bojową przed japońskim kontratakiem. Po zatopieniu Floty Pacyfiku i wypowiedzeniu wojny USA przez Hitlera marynarka wojenna dysponowała jedynie dwoma lotniskowcami na Pacyfiku, których zatopieniu należało zapobiec za wszelką cenę.

Niezwykła odwaga pilotów. Niektórym udało się uciec przez Chiny

Żaden z pilotów nigdy wcześniej nie startował z lotniskowca. Doolittle wystartował jako pierwszy i prawie się rozbił. W końcu jednak wszystkie samoloty znalazły się w powietrzu. Około południa dotarły do Tokio i Jokohamy i zrzuciły bomby, po jednym samolocie zaatakowało Jokosukę, Nagoję, Kobe i Osakę. Obrona powietrzna została całkowicie zaskoczona. Chociaż myśliwce zostały wysłane po ostrzeżeniu z łodzi patrolowej, nie były w powietrzu, ponieważ ich dowództwo zakładało, że bombowce wystartują później.

Amerykańskie samoloty podjęły próbę dotarcia do lądu, co udało się większości z nich dzięki tylnemu wiatrowi. Jeden bombowiec dotarł do Władywostoku, gdzie załoga została internowana (Japonia i ZSRR były związane paktem o nieagresji). Pozostałym załogom udało się uciec przez Chiny, gdzie większość z nich została ukryta przez miejscową ludność. Zostali skierowani na terytorium wciąż kontrolowane przez Czang Kaj-szeka i powrócili z kilkoma wyjątkami. Trzech zginęło podczas lądowania. Z ośmiu, którzy zostali japońskimi jeńcami wojennymi, trzech zostało straconych.

Szkody materialne okazały się niewielkie. Wielu mieszkańców Tokio nie skojarzyło ataków z bombowcami wroga. Ale myśl, że nie byli w stanie ochronić swojego boskiego tenno przed atakiem, była ciosem dla kodeksu honorowego jego oficerów. Chińska armia natychmiast odpowiedziała operacją Sei-go we wschodnich regionach przybrzeżnych, podczas której do początku września zginęło do 250 tys. Chińczyków.

Dowództwo cesarskiej marynarki wojennej opierało się na planie konfrontacji i zniszczenia US Navy w decydującej bitwie. Doprowadziło to do ataku na Midway na początku czerwca, w którym japońska flota straciła cztery lotniskowce, które przeprowadziły atak na Pearl Harbour.

Psychologiczny wpływ nalotu Doolittle'a był zatem ogromny, nie tylko w Japonii, ale także w USA i Wielkiej Brytanii, ponieważ sukces udowodnił, że japońska flota w żadnym wypadku nie była niezwyciężona. Doolittle awansował następnie do stopnia generała, dowodził jednostkami Sił Powietrznych Armii w Afryce Północnej i Europie, a po zakończeniu kariery w przemyśle został w 1985 r. mianowany honorowym czterogwiazdkowym generałem. Zmarł w 1993 r. w wieku prawie 97 lat.

Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco

2024-05-04T04:40:01Z dg43tfdfdgfd