CHAOS WOKół ATOMU. "W TEJ SPRAWIE NIE MAMY ALTERNATYWY"

Minister przemysłu zapowiedziała, że prace nad pierwszą polską elektrownią jądrową zakończą się ostatecznie dopiero w 2040 roku. Choć później doprecyzowała, że obiekt zacznie produkować prąd wcześniej, nastąpi to i tak z opóźnieniem. A to oznacza, że w Polsce może dojść do skrajnego deficytu prądu.

Wiadomo już, że pierwsza duża elektrownia atomowa w Polsce ruszy później, niż zakładano. Tak wynika z wtorkowej zapowiedzi minister przemysłu Marzeny Czarneckiej na Europejskim Kongresie Gospodarczym (EKG), który odbywa się w Katowicach.

- 2040 r. To data realna. Dotychczas podawany rok 2033 jest niemożliwy do utrzymania — powiedziała szefowa ministerstwa przemysłu. W praktyce oznacza to, że polski atom będzie opóźniony o siedem lat, a nie o dwa lata – jak wcześniej informowano. Słowa minister wywołały burzę wśród polityków i internautów. "Usłyszeliśmy bardzo niepokojące słowa. To jest nieakceptowalne" - napisał w serwisie X poseł Lewicy Maciej Konieczny.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W Polsce zabraknie prądu? "To będzie katastrofa. W takim kraju możemy obudzić się za 12 lat"

Inni komentatorzy zwracali uwagę na chaos komunikacyjny w rządzie wokół wypowiedzi na temat polskiego atomu - zwłaszcza że na słowa minister zareagowały osoby zaangażowane w projekt jądrowy, składając deklaracje sprzeczne z wypowiedzią pani minister. Leszek Juchniewicz, prezes Polskich Elektrowni Jądrowych – cytowany przez "Rzeczpospolitą" – powiedział, że rok 2035 jest nadal realną datą uruchomienia pierwszej polskiej elektrowni jądrowej.

"Chaos komunikacyjny wokół atomu jest faktem"

Minister Marzena Czarnecka odniosła się do tych wypowiedzi w środowym wpisie na portalu X. "Nie ma chaosu komunikacyjnego co do harmonogramu PEJ! 2028 - wylanie 'pierwszego betonu jądrowego'. 2035 - prąd z pierwszego bloku. 2039 - kolejne bloki i zakończenie realizacji. Zwróciłam uwagę, że uruchamianie elektrowni jądrowej to wieloetapowy proces" - stwierdziła.

- Pani minister twierdzi, że nie ma chaosu komunikacyjnego, ale jest on faktem. W ciągu ośmiu godzin usłyszeliśmy o kilku różnych terminach. Mamy także kakofonię wielu wypowiedzi. Z tej sytuacji należy wyciągnąć wnioski. Istnieje pilna konieczność rozstrzygnięcia sporu kompetencyjnego wokół programu jądrowego w Polsce — mówi money.pl Wojciech Jakóbik, ekspert Ośrodka Bezpieczeństwa Energetycznego. Dodaje, że wypowiedź minister była na tyle niejasna, iż można było zrozumieć, że data 2040 dotyczy oddania do użycia o pierwszego reaktora.

Ekspert tłumaczy też, co oznaczają daty podane przez minister we wpisie na platformie X. - Pierwsze wylanie betonu ma nastąpić w 2028 roku, a więc dwa lata później względem harmonogramu Polskich Elektrowni Jądrowych. Nie jest to zaskoczenie, zwłaszcza że w okresie rządów Zjednoczonej Prawicy pojawiały się sugestie, że takie opóźnienie może mieć miejsce – podkreśla Jakóbik.

Według niego pierwszy reaktor będziemy mieć dwa lata później, czyli w 2035 roku, a następnie kolejne w 2037 i w 2039 roku. Pod warunkiem, że budowa potrwa łącznie siedem lat.

Zobacz także:

Elektrownia jądrowa w Choczewie. Przepis na najbogatszą gminę w kraju

Opóźnienie budowy elektrowni jądrowej może oznaczać, że w naszym systemie energetycznym zabraknie po prostu mocy. W efekcie może nam grozić skrajny deficyt prądu.

Jeżeli doszłoby do splotu wydarzeń, które miały miejsce np. w 2022 roku, w efekcie czego pojawił się kryzys energetyczny, a my nie mielibyśmy elektrowni zdolnych do pokrycia zapotrzebowania na energię, wówczas pojawiłoby się ryzyko blackoutu – wyjaśnia Wojciech Jakóbik.

Ekspert uważa, że jedynym docelowym rozwiązaniem, strategicznym z puntu widzenia bezpieczeństwa energetycznego Polski jest więc budowa elektrowni jądrowych. Jego zdaniem tylko takie inwestycje pozwolą pokryć co najmniej jedną piątą zapotrzebowania na energię w kraju i umożliwią bezpieczny rozwój źródeł odnawialnych na skalę, która będzie możliwa do przyjęcia przez krajowy system elektroenergetyczny. - W tej sprawie nie ma alternatywy — podkreśla.

OZE nie wypełni luki energetycznej

Od momentu podjęcia decyzji o budowie atomu w Polsce straciliśmy już bardzo dużo czasu. Przypomnijmy, że według obecnej, jeszcze niezaktualizowanej Polityki Energetycznej Polski do 2040 r., w 2033 r. powinniśmy mieć działającą elektrownię jądrową, która zastąpiłaby m.in. część wygaszanych mocy Bełchatowa. Wiadomo już, że ten termin jest nierealny.

Tymczasem z najnowszego raportu firmy Kearney, zaprezentowanego na Europejskim Kongresie Gospodarczym, wynika, że "odnawialne źródła energii nie będą w stanie samoistnie uzupełnić powstałej luki energetycznej". "Posłuży temu właśnie energia atomowa" - podkreślono.

Zdaniem autorów opracowania budowa elektrowni jądrowych jest więc w tej chwili kluczowa dla Polski. Twierdzą oni jednocześnie, że procesowi polskiej transformacji potrzebny jest lider, jednoczący graczy rynkowych.

Taką rolę mógłby według nich spełnić specjalny międzyresortowy zespół rządowy. Pierwszym jego krokiem powinno być stworzenie strategii rozwoju sektora energetycznego do 2050 r., w której określone zostanie, gdzie jesteśmy i co chcemy osiągnąć.

Zobacz także:

"Tak jakby wyłączyć dwie gigaelektrownie". Mówią, co może wkrótce wydarzyć się w Polsce

Wydzielenie węglowych aktywów jest konieczne

Naszą sytuację komplikuje fakt, że wiele bloków węglowych ma już ponad 50 lat, co niesie duże ryzyko. Ich stan techniczny może być taki, że nie da się przedłużyć ich żywotności i mogą nadawać się już tylko do wyłączenia.

Co powinniśmy więc w tej sytuacji zrobić?

Remigiusz Nowakowski, prezes think-tanku DISE Energy, uważa, że w pierwszej kolejności powinien powstać akceptowalny społecznie plan strategiczny, wynikający ze zgodnych założeń i celów określonych w Polityce energetycznej Polski oraz w Krajowym Planie na Rzecz Energii i Klimatu.

- Opracowanie takiej strategii i jej konsekwentna realizacja powinna być teraz pilnym priorytetem rządu, bo to nasz wspólny interes — podkreśla ekspert.

W tym planie jego zdaniem powinna znaleźć się propozycja wydzielenia określonych aktywów obejmujących kopalnie węgla i elektrownie węglowe. Jest to konieczne, aby uzyskać zgodę na nierynkowe mechanizmy wsparcia ich funkcjonowania.

Pomoc powinna być jednak ograniczona do wymogu utrzymywania tych elektrowni dla zapewnienia bezpieczeństwa dostaw energii. Dodatkowo, cały proces należałoby powiązać z transparentnym mechanizmem wyznaczania cen energii, który byłby skorelowany z planem transformacji energetycznej polskiej gospodarki.

Przypomnijmy, według wcześniejszych założeń budowa elektrowni atomowej w lokalizacji Lubiatowo-Kopalino miała zacząć się w 2026 r., pierwszy reaktor AP1000 w technologii Westinghouse miał ruszyć w 2033 r., zaś kolejne dwa w ciągu następnych trzech lat.

Obecnie głównym źródłem energii w Polsce, odpowiadającym za ponad 63 proc. wyprodukowanej energii elektrycznej, są elektrownie węglowe

Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl

Zobacz także:

Wielka wycinka pod elektrownię jądrową na Pomorzu. "Praca wre"

Czytaj także:

Wstępne pozwolenie na budowę. Nowy pomysł rządu na kluczową inwestycję

Budowa polskiego atomu. Pierwszy blok opóźniony o rok

Zamieszanie wokół małego atomu. Polski gigant: Amerykanie nie wypowiedzieli umowy

2024-05-08T18:58:11Z dg43tfdfdgfd